Szukaj na tym blogu

29.04.2012

Jako małą przerwę między relacjami z Fashion Week (produkcja kolaży trwa), wrzucam uroczyste rozpoczęcie weekendu majowego uczczone nabijaniem siniaków w lunaparku. Jak miło znów poczuć się małą dziewczynką:>














foto_ fake

bluzka_ sh
skórzana kurtka_ pekin
spodnie_ h&m
szelki_ sm
buty_ venezia

25.04.2012


Słowem wstępu, zakończył się długo wyczekiwany Fashion Week, który mimo wielu krytycznych uwag zebranych w poprzednich edycjach wciąż przyciąga ludzi 'z branży' i sporą widownię. Czy i jakie wnioski wyciągnęli organizatorzy? Z punktu widzenia blogera z akredytacją i modelki (brałam udział w pokazie Tomaotomo by Tomasz Olejniczak) przyznaję, że nie mam zastrzeżeń dotyczących organizacji eventu (w duchu pomarudziłam jedynie na długą drogę z przystanku tramwajowego do samej hali, za co oczywiście trudno jest obwiniać organizatora, ale... trochę ruchu nie zaszkodzi /pod warunkiem, że nie masz na sobie szpilek.../:)
System wpuszczania i kierowania na odpowiednie miejsca widowni działał dość sprawnie, obsługa w recepcji była pomocna i cierpliwie odpowiadała na pytania. Backstage zajmował dużą powierzchnię, co umożliwiało poruszanie się w nim sporej ilości osób, m.in. asystentów i garderobianych, z którymi kolekcje przechodzą długą drogę- od momentu przywiezienia do hali, aż po sam pokaz i czas po jego zakończeniu. Słowa uznania wędrują do dwóch Pań - dwóch Kasi, które zajmują się m.in. choreografią, muzyką, światłem czyli całym scenariuszem/oprawą pokazów, a także trzymają w ryzach modelki i modeli (współpraca oparta na dyscyplinie, ale i empatii została opanowana przez duet Kasi do perfekcji). Dla zainteresowanych, polecam wywiad z reżyserką pokazów mody, Kasią Sokołowską - here
Sodobały mi się makijaże (Maybelline) oraz fryzury, które dobrze komponowały się z kolekcjami, nie usłyszałam narzekań na oświetlenie wybiegu, co nie będzie spędzać snu z powiek fotografom obrabiającym miliony zdjęć zrobionych podczas FW (sweet dreams, Marku:) Całość powyższych uwag jest oczywiście subiektywna, niewykluczone, że zaistniały okoliczności, które niekoniecznie zasługują na pochwałę- sytuacje te na pewno znajdą oddźwięk w sieci... prędzej czy później. W kuluarach jednak dobiegły mnie nie tylko komentarze dotyczące minionych pokazów, ale i niepochlebne opinie uczestników showroomu, którzy narzekali na niską temperaturę w hali i ponoć zmarznięci prezentowali swoje marki..
Towarzystwo jakie pojawiło się w Łodzi dopisało, dając możliwość swobodnej wymiany opinii (w trakcie eventu), a także rozerwania się na imprezach, tych oficjalnych (jplastikowe FASHION TV party)/ lub też mniej oficjalnych (impreza VICE w klubie DOM). Te uwiecznił swoim małym aparacikiem niejaki Ivan Rodic, znany wszystkim jako Facehunter - here.
To tyle, odnośnie organizacji i ciekawostek. Teraz czas na tę ważniejszą część, czyli kolekcje, które zaprezentowane zostały na tej edycji Fashion Week. W tym i następnych postach przybliżę kilka kolekcji, które uzupełnione zostaną moim komentarzem i własnoręcznie zrobionym kolażem - nieźle się przy nich bawiłam:)



Na pierwszy ogień: ALEXIS AND PONY
Czy duet Alexis and Pony faktycznie skończy w płomieniach pozostawiam do rozstrzygnięcia publice, która miała możliwość oglądania ich pokazu w strefie OFF OUT OF SCHEDULE (wg organizatora mającej przedstawiać "nie tylko projektantów awangardowych i nieznanych szerszej publice, ale także promować młode, dobrze zapowiadające się talenty"). Pokaz kolekcji ”The Cowboy Must Never Shoot First” nietypowo rozpoczął się pojawieniem niebieskiej machiny z wystylizowanymi pasażerami płci męskiej. Uważam, że większość kolekcji sprawdziłaby się także jako unisex, sama chętnie założyłabym kilka rzeczy na siebie. Mimo, iż nazwa wskazuje na naprawdę dziki zachód, moja wyobraźnia poniosła mnie dalej kojarząc czarny skórzany płaszcz z sutanną i humerałem... co w tym przypadku jest wielkim komplementem. Nie do końca kupiłam garderobę w stylu Freda Flinstona (małe uproszczenie), ale tę po stokroć wynagrodził mi cudowny koc, wyjątkowy i bez wątpienia przytulny. Spodobały mi się także zwisające z ubrań i butów 'to tu to tam' frędzle. Końcowy wyskok w opinającym złotym stroju z głową krowy wypadł całkiem fajnie, wciąż lubię, gdy projektant pokazuje się na końcu pokazu dłużej, niż 3 sekundy.



Kolekcja MONIKI BŁAŻUSIAK
Uwaga banał - także w tej kolekcji, pierwszej w ramach DESIGNER AVENUE, wypatrzyłam Freda Flinstona - futra zarzucone przez ramię. W tym przypadku motyw ten jednak spodobał mi się zdecydowanie bardziej, niż we wcześniej przedstawionej kolekcji. Ale do rzeczy. Oszczędność w kolorze (mimo iż to zachowawcze beże i mało praktyczna biel) dobrze komponują się z ciekawymi projektami Moniki. Cóż nowego, cóż w nich ciekawego? Mnie urzekły pięknie falujące kołnierze i brzegi płaszczy. Nie mylmy ich jednak z falbanami, które są mniejsze i tworzą dosyć swojski look, za którym nie przepadam. Tutaj całość jest stonowana, co zapewne będzie atutem dla osób lubiących kolekcje klasyczne, ale nie nudne. Monika zastosowała bardzo łagodne linie przypominające meandrujące rzeki, które w niektórych projektach zastąpione zostały przezroczystym materiałem, seksownie, ale nie wulgarnie ukazując takie partie ciała jak pępek czy pachwina. Kolekcja ozdobiona została także elementami skóry, futer i bardzo ciekawą biżuterią (wyglądającą z daleka jak porcelana, ale może to po prostu grubszy plastik). Wspólnym mianownikiem jest surowość, która z kolei wymyka się już z ciut nudnawego i często pojawiającego się w polskich kolekcjach minimalizmu. Moim typem jest motyw pękającej skorupy (przypominającą skorupę wysuszonej ziemi na pustyni, bądź skorupy jajka) pojawiający się m.in. na spodniach i spódnicach. Fanki trendów zapewne zauroczą się egzemplarzem z baskinką. Warto zwrócić uwagę na wielką torbę (jedynie kolor, dla mnie byłby ultra niepraktyczny), a także dyskretne, cieliste skarpetki. Mimo, iż z daleka kolekcja nie rzuca się w oczy, przy dojrzeniu pomysłowych rozwiązań i pięknych detali, całość czaruje zarówno te mniej i te bardziej wyrafinowane gusta.

kolaże _ Armaada

17.04.2012

Poniżej materiał, który z przyjemnością 'popełniłam' z Krzysztofem Stróżyną i towarzyszącą nam kameralną ekipą. Nad propozycją wzięcia udziału w sesji nie zastanawiałam się ani chwili- konsekwentnie wypracowany styl Krzysztofa ujmuje prostotą, z kolekcji na kolekcję wciąż zaskakując. Wielką radość sprawił mi fakt, iż posiłkowaliśmy się m.in. moim blogiem i zdjęciami z niego pochodzącymi- miło przekonać się, że Armaada inspiruje ::) Efekty naszej pracy (a wierzcie, nie było łatwo), są już dostępne online - key-visual na stronie głównej Krzysztofa można zobaczyć tutaj. Kilka godzin pracy owocowało nie tylko rosnącą ilością materiału, ale i głupawką - nieuniknione zjawisko po długiej, wytężonej pracy.  Jeszcze raz dziękuję całej ekipie za współpracę, a Krzysztofowi gratuluję nie tylko talentu, ale i umiejętności bycia sobą w zepsutym, modowym światku. Wielki-mały człowiek.





BACKSTAGE









 






all_ Krzysztof Stróżyna

7.04.2012












"Ciało, spojrzenie i wielka samotność, która skojarzona z Nowym Jorkiem przywodzić na myśl może tylko i wyłącznie nostalgię bohaterów Edwarda Hoppera. Środek nocy, rozmyte światła w tętniącym życiem mieście, które nigdy nie zasypia, a mimo to dla niektórych pozostaje puste i wyludnione. Pozornie towarzyski mężczyzna zostaje sam wobec przerastających go problemów."
Zdjęcia są "próbą przesunięcia środka ciężkości i pokazania historii a posteriori, z perspektywy przedmiotu, a nie podmiotu. Filmowe napięcie konstruowane zostało nie za pomocą suspensu, a drobnych gestów. Obrazy tworzą hipnotyczne kompozycje, w których postacie sprawiają wrażenie jakby zatrzymanych w ruchu przez jedną setną aparatu fotograficznego. Kadry inspirowane są filmem a także dziełami Hoppera, stanowią jednocześnie alternatywną wizję tego, co może, co mogłoby, lub co powinno nastąpić po wyjściu z metra w ostatniej ze scen. Są także próbą odtworzenia napięcia, które działa za pomocą obrazów, stworzenia niedopowiedzenia..."
Autorem projektu 'Wstyd' jest Wojtek Gruszczyński, młody i wg mnie zdolny fotograf, z którym już kiedyś przyszło mi 'działać' ;) Tym razem nie tylko współpracowaliśmy nad strojami (poprzednim razem stylizowałam sesję), ale także pozowałam do zdjęć. Kadr każdego jest oryginalny, całość więc musiała być przemyślana i dobrze przygotowana (dzięki temu marzłam godzinę mniej;). Fryzurą i make upem zajął się Błażej Tetliński.